Rajdowy debiut. Turystyczno-nawigacyjny
W tym roku druga sobota października przypadła na dziewiąty dzień tego miesiąca. Piloci przed lotem zawsze pytają o pogodę, gdyby piloci rajdu Karliczek 2016 zapytali o nią w tym dniu, nie byliby z pewnością zadowoleni z odpowiedzi. Było pochmurno i deszczowo.
Ci, którzy kochają rajdy turystyczne ze względu na widoki i uroki mijanych krajobrazów, tym razem się nimi nie nacieszyli. W regulaminie rajdu jest jednak zapisane, że rajd odbędzie się bez względu na pogodę; na starcie stawiło się 17 załóg
Rajd „Karliczek” 2016
Zorganizowało tradycyjnie Koło Osób Niepełnosprawnych przy Automobilklubie Śląskim. Jak zawsze, był jednocześnie Rundą Turystycznego Pucharu Polski, tym razem XXXIII i IV Rundą Turystyczno-Nawigacyjnych Mistrzostw Okręgu Osób Niepełnosprawnych.
Na starcie stawiło się 17 załóg, nie tylko z osobami niepełnosprawnymi. Przyjechały zespoły z Automobilklubów: Śląskiego, Kędzierzyńsko-Kozielskiego, Mysłowickiego i Tarnogórskiego, jeden przyjechał jako niezrzeszony. Z Automobilklubu Śląskiego wystartowały dwie zupełnie nowe załogi, w jednej z nich pilotem była Patrycja Haręza, w drugiej byłam ja. Jak się okazuje relacjonowanie zmagań kierowców rajdowych z niepełnosprawnością bywa niebezpieczne – można skończyć z numerkiem startowym na swoim samochodzie!
Przygotowania rajdowców
Trzeba chyba zacząć od tego, że Automobilklub Śląski jest jedynym w kraju, przy którym działa Koło Środowiskowe Osób Niepełnosprawnych. Informacja potwierdzona u Soni Osieckiej-Babut, członka Głównej Komisji Sportów Popularnych i Turystyki PZM. Władze tego koła dbają o wiedzę i umiejętności jego członków. Latem tego roku przeprowadziły test wiedzy o bezpieczeństwie w ruchu drogowym, zaś w tygodniu poprzedzającym rajd zorganizowano w siedzibie WORD szkolenie dla pilotów. Byłam na jednym i drugim, bo relacjonując od kilku lat samochodowe rajdy dla czytelników „Naszych Spraw” zaprzyjaźniłam się z członkami koła i w tym roku zostałam przyjęta do Automobilklubu Śląskiego. Na szkolenie dla pilotów poszłam jednak tylko po to, aby poznać slang tego środowiska i wiedzieć o co chodzi, kiedy mówią na przykład, że „jechali kiełbasą, ale za constansem, który wyrzucił ich z itinerera trzeba było skręcić w lewo i tam był drugi pekap.” Teraz już wiem, ale skończyło się na tym, że w sobotę usiadłam za kierownicą, a obok mnie doskonała pilotka z Automobilklubu Mysłowickiego, Agata Wojtkowiak.
To wcale nie jest proste…
A przynajmniej dla początkujących. Impreza jest rozgrywana w warunkach normalnego ruchu drogowego, uczestników obowiązuje bezwzględne przestrzeganie przepisów Ustawy Prawo o ruchu drogowym. To oczywiste. Ale to dopiero początek. Pilot otrzymuje zestaw map i itinerer, czyli dla przypomnienia – zestaw znaków, informujących, co powinniśmy na trasie mijać, jeśli jedziemy prawidłowo – rysuneczki wiaduktów, rond, skrzyżowań. Itinerera wręcza sędzia przy samym starcie, nie można się go „nauczyć” wcześniej. Kierowca z kolei otrzymuje zestaw PKP-ów, czyli punktów kontroli przejazdu, które musi podczas całej trasy odnajdywać i dyktować pilotowi. W tegorocznym „Karliczku” trzeba było znaleźć i zarejestrować wszystkie znaki STOP, wszystkie znaki z ograniczeniem tonażu, wszystkie tablice z nazwami miejscowości – trzeba wpisać w kartę drogową pierwsze dwie litery nazwy i wszystkie ograniczenia prędkości, za wyjątkiem ograniczeń do 40 i do 70 km. Ufff!
Przed rozpoczęciem rajdu oczywiście próba sprawnościowa na terenie niezawodnego, gościnnego katowickiego WORD-u. Na dzień dobry „zdobyłam” dużo punktów karnych. Obawiałam się, że powywracam pachołki moim długim samochodem, ale nie, ani jednego. Po prostu – źle pojechałam. Usłyszałam komendę Agaty „wjedź w garaż”, uznałam, że garaż to pewnie pod murem, między płotem i słupkami. Teraz już wiem, że „garaż” jest ustawiany ze słupków i trzeba między nie wjechać. Kosztowało nas to pierwsze punkty karne.
Ale to też jeszcze nie wszystko, bo po drodze są zadania do wykonania. Na przykład ile krzyży dwuramiennych jest na wieży mijanego kościoła, lub jak nazywa się szyb mijany po prawej stronie, czy z jakiego materiału zbudowana jest wieża, która gdzieś tu powinna stać… Ale to też jeszcze nie wszystko, bo po przyjeździe rozwiązuje się testy z bezpieczeństwa ruchu drogowego, z udzielania pierwszej pomocy i z… części turystycznej przecież. W tym roku była to
Zabytkowa Stacja Kolei w Rudach
Urokliwa rzadkość, unikatowe lokomotywy i wagony, drezyny, najstarszy na świecie jeżdżący elektrowóz wąskotorowy wyprodukowany w 1896 roku przez firmę Siemens. Wkoło Park Krajobrazowy Cysterskie Kompozycje Rud Wielkich.
Jest zimno i leje. Robimy notatki, Agata pstryka telefonem zdjęcia i mokre wsiadamy do samochodu, po drodze zbierając pieczątkę sędziego. Potem się okaże, że na jedno z pytań źle odpowiedziałyśmy – ile stolików z parasolami znajduje się na jednej z wagonowych platform? Nie zauważyłyśmy tego, wydawało nam się, że trzy to za mało, wybrałyśmy siedem. Ale prawidłowo było trzy. Reszta odpowiedzi ok.
Drugi odcinek perfekcyjnie, bez punktu karnego!
Zaczynam się „wprawiać”, teraz już nie przegapiłabym znaku, który przegapiłam na pierwszym odcinku. Jesteśmy z Agatą w radosnym nastroju. Ona kocha pilotować, ja prowadzić. Radosne, ale bardzo skoncentrowane. Moja pilotka błyskawicznie się orientuje, kiedy źle pojechałyśmy. Kilkakrotnie razem podejmujemy szybkie decyzje: mamy dość czasu, zawracamy. Gdzieś po drodze nawracam w placu jakiejś firmy pełnej traktorów, panowie kierujący traktorami ustępują nam pierwszeństwa, machamy, dziękujemy i od nowa śledzimy trasę, gdzie miałyśmy wjechać. Okazuje się, że to był parking. – Parking nie jest drogą! – mówię. – I nie można dalej pojechać, bo jest parkowa alejka i ławki. – Nie musi być drogą, można na niego wjechać i wyjechać z powrotem na ulicę – odpowiada Agata i oczywiście ma rację. Przy parkingu był znak ograniczenia tonażu i o ten znak chodziło. Co za przewrotność autora trasy! Brawo Agata. Większość załóg ten wjazd zlekceważyła, dostali punkty karne.
Obydwie solidarnie szukamy PKP-ów i obydwie szukamy znaków z itinerera. Co za emocje! Dostaję wypieków, chociaż obiecywałam sobie dystans i luz.
Jestem wdzięczna Agacie, że zdecydowała się jechać z zupełnie „zielonym” rajdowcem. Dzięki niej mam zupełnie nowe doświadczenie. Podoba mi się.
Wreszcie meta
Dojechałyśmy. Niemożliwe! Ukończyłam mój pierwszy w życiu rajd samochodowy. Turystyczno-nawigacyjny. Meta w pięknym miejscu – nad zalewem w Rybniku. W ten weekend zjechali się tutaj również żeglarze, na swoje ostatnie w tym roku regaty. Zalew cały upstrzony białymi żaglówkami. Znowu, podobnie jak w Rudach, żałuję, że nie ma słońca, byłaby namiastka lata w kurorcie.
Trasa rajdu składała się z dwóch odcinków; przebiegała przez Katowice, Chorzów, Rudę Śląską, Rudy Raciborskie, Paniówki, Chudów, Stanowice.
Po przyjeździe wszystkich załóg testy, obiad, intensywne prace komisji obliczeniowej i wreszcie wyłonienie zwycięzców i uroczyste rozdanie pucharów i nagród.
Zwycięzcy
Tegoroczny rajd turystyczno-nawigacyjny osób z niepełnosprawnością wygrała Magdalena i Arkadiusz Niteccy, którzy w generalnej klasyfikacji zajęli miejsce 7.
Pierwsze miejsce w klasyfikacji ogólnej Martyna Kudła i Krzewski Mateusz z Automobilklubu Mysłowickiego, drugie Monika Wojtkowiak i Marcin Lutek również z Automobilklubu Mysłowickiego, podobnie Gabriela i Bartosz Hyrja, którzy zajęli miejsce trzecie.
Piąte miejsce – Agata Wojtkowiak i Ilona Raczyńska, jesteśmy zadowolone, ale jeszcze bardziej, kiedy okazało się, że w klasyfikacji zespołowej – zajęłyśmy pierwsze miejsce w Automobilklubie Śląskim.
Ilona Raczyńska
fot. autorka, uczestnicy rajdu
Data publikacji: 13.10.2016 r.